piątek, 6 lutego 2009

Czerwień 3

Zamiast dedykacji tak jakby myśl przewodnia dzisiejszej części:
"You're my favourite person that I love to hate". I to wsio, mam nadzieję, że nie wyszło zbyt... Kiczowato :/

Purpurowa żądza
Krok za krokiem wchodzę po schodach, bo przecież nigdzie nie muszę się śpieszyć. Do kogo niby? Puste, zimne łóżko, pełna lodówka, a w niej składniki, z których nikt nie zrobi mi pysznego obiadu i jakiś taki chłód, witający mnie, gdy tylko otwieram drzwi. Tyle razy przekraczałem próg mieszkania i czułem pustkę, że chyba powinienem się do tego przyzwyczaić, nieprawdaż? Przekręcam klucz i wchodzę do środka, a na kanapie przed telewizorem siedzi Uruha z piwem w ręku i unosi wzrok, zauważając mnie:
- W końcu jesteś...- mówi, odstawiając butelkę i podchodząc do mnie.
Widzę, że jest jakiś blady, ale równocześnie czuję coś, co mnie do niego przyciąga, inaczej niż zwykle... Zawsze mi się podobał, ale teraz stoję wręcz jak zahipnotyzowany, bojąc się choćby odetchnąć, by nie zepsuć chwili. W twoim wzroku czai się jakaś perwersja, a ja czuję, że jest purpurowa jak krew... Dlaczego właśnie jak krew? Stoisz już przede mną i obejmujesz mnie w pasie, przyciągając do siebie. Wpijasz mi się w wargi, całując namiętnie i zaborczo, a ja czuję, że się temu poddaję, chociaż prawie miażdżysz mi usta. Kręci mi się w głowie od tego wszystkiego, więc obejmuję cię, a ty zaczynasz kąsać mnie po szyi. Odchylam głowę do tyłu i czuję, jak wbijasz zęby w moją skórę, coraz mocniej i mocniej...
- Przestań!- krzyczę, wyrywając się z twojego uścisku, ale ty masz minę jak szaleniec i dyszysz ciężko, idąc w moją stronę, więc powoli cofam się:
- Aoi... Przecież wiem, że tego chcesz...- szepczesz, oblizując wargi i wpatrując się uparcie w moją szyję, przez co zaczynam odczuwać pewien niepokój.
- Uruha, nie wiem, co ci odbiło, ale opanuj się! - mówię, wchodząc do sypialni i chcąc zamknąć drzwi, ale ty napierasz na nie barkiem i otwierasz je gwałtownie, przez co ląduję na podłodze.
Stoisz nade mną z jakimś obłąkańczym wyrazem twarzy i czuję, że już nie ma ratunku. Mimo to wyciągam z kieszeni telefon i próbuję wybrać numer, jednak wyrywasz mi komórkę z ręki i rzucasz ją w kąt, po czym przypatrujesz mi się, jakby zaintrygowany...
***
- Halo? Aoi...? Co to za głupie żart?- Reita wpatrywał się w telefon zamyślony, po czym przyłożył go jeszcze raz do ucha i wstał gwałtownie, wybiegając szybko z mieszkania. Wskoczył w samochód i ruszył z piskiem opon w stronę domu przyjaciela, modląc się w duchu do wszystkich znanych mu bogów o to, żeby zdążył na czas...
***
Czy teraz już na zawsze będę widzieć purpurę? Tego pragniesz? Chcę unieść głowę, żeby zaprotestować, ale czuję twoje wargi na moim członku, więc wzdycham tylko i milczę, mając równocześnie krew w ustach... Dlaczego się w tym babrzemy? Sprawia ci to przyjemność? Przełykam ślinę, a ty unosisz głowę i wracasz do mojej szyi, znowu pijąc... Jedyne, co teraz czuję, to słabość w dziwnym połączeniu z przyjemnością... Przymykam oczy i zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś je otworzę... Nie jestem pewny, czy chciałbym tego... Czego chcę... Czy to ważne?
***
Reita wbiegł do mieszkania i od razu ruszył w stronę sypialni. Scena, którą zobaczył sprawiła, że zakręciło mu się w głowie, ale wiedział, że teraz musi postępować nadzwyczaj delikatnie. Właśnie w tym momencie Uruha zauważył go i podniósł głowę znad nagiego, zakrwawionego ciała Aoi'ego, który majaczył coś, próbując się chyba wyrwać, ale w nie był w stanie nawet wypowiedzieć paru słów.
- Zostaw go - nakazał Reita, wyciągając swój srebrny sztylet tak, by przyjaciel dobrze to widział.
Uruha zastygł, wpatrując się w ostrze, po czym skierował wzrok na Aoi'ego i przejechał palcem po jego ustach, zostawiając na nich krwawy ślad:
- Nie mogę go zostawić... Jeszcze nie wgryzłem się dostatecznie, żeby go przemienić... A muszę to zrobić...- szeptał obłąkańczym głosem, jeżdżąc pieszczotliwie po ustach kochanka.- Kocham go...
- Więc go zostaw - powtórzył basista spokojnie, ważąc w dłoni sztylet i patrząc na Uruhę, który zamarł znowu, przejeżdżając językiem po ustach i odrywając w końcu dłoń od ciała Aoi'ego:
- I tak nic mi nie zrobisz...
- Nauczyłem się zabijać takich jak ty... Chcesz się przekonać?
- Uru... Uruha...- zadyszał ciężko Aoi, a gitarzysta spojrzał jakby przytomniej na swoją ofiarę i wstał powoli, bełkocząc pod nosem:
- Co ja zrobiłem... Aoi... Jak mogłem...
Reita podskoczył błyskawicznie do rannego gitarzysty i zbadał mu puls, uspokajając się trochę. Nie zwracał uwagi na Uruhę, który wyglądał jak człowiek na skraju załamania nerwowego, tylko chwycił telefon i wybrał numer:
- Mana? Mamy kolejny atak...

wtorek, 6 stycznia 2009

Czerwień 2

W końcu zmieniłam tytuł i teraz cały ficzek będzie się zwał "Czerwień". A zresztą, sami może sobie przeczytać :) Dzisiaj miała być dedykacja dla kogoś, ale jej nie będzie. Mam jednak nadzieję, że kolejną notką wyjaśnię, dlaczego tak zrobiłam :)
A teraz: miłego czytania :)!

Purpurowa pokusa
Ruki nie wiedział, gdzie się znajduje, ale gdy otworzył oczy od razu domyślił się, że jest w jakimś pomieszczeniu należącym do organizacji. Ciemny, skromnie, ale elegancko urządzony pokój był z pewnością zaprojektowany przez Manę. Wokalista przeciągnął się i od razu skrzywił z bólu, przypominając sobie o ranie na szyi. Zamarł z przerażenia, zastanawiając się, jak głęboko wampir się wgryzł i czy on sam teraz...
- Właściwie nie wiadomo, w jaki sposób powstają nowe wampiry, więc nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy staniesz się jednym z nich - oznajmił niewysoki brunet, który stał oparty o ścianę, a którego Ruki wcześniej nie zauważył. - Transformacja jest bardziej powiązana z wolą danego osobnika niż z pełnią księżyca czy innymi bzdurami, w które wierzą zwykli ludzie - mężczyzna podszedł do łóżka wokalisty i przysiadł na brzegu, nie przerywając mówienia.- To, czy zostaniesz wampirem zależy więc tylko i wyłącznie od ciebie...
- Hyde, co ty tutaj robisz? - spytał niezbyt przyjaznym tonem Kai, który wszedł do pokoju razem z resztą zespołu, na co drobny brunet uśmiechnął się leniwie, ale nic nie odpowiedział.- Przed chwilą odbyło się zebranie i postanowiono... - lider zamilkł, jakby nie wiedząc, jak dobrać kolejne słowa.
- Zebranie było niekompletne - wtrącił Hyde, patrząc Rukiemu prosto w oczy.- Zastanawiano się nad tym, czy wyrzucić ciebie z organizacji i wydać na pastwę wampirów, ale ostatecznie Mana postanowił, że zostaniesz szpiegiem.
Kai zgromił Hyde'a wzrokiem, lecz brunet wzruszył tylko lekceważąco ramionami, sięgając po paczkę papierosów. Zapalił jednego, nie zwracając uwagi na resztę mężczyzn i w końcu wstał z łóżka, podchodząc do okna. Przejechał palcem po brwi, wpatrując się w widok za szybą i oparł rozgrzane czoło o chłodną powierzchnię, zapominając o obecności pozostałych osób. Oni byli nieważni, w tej chwili liczył się tylko ten zagubiony, pogryziony człowiek. Czuł, że może stawiać opór, ale w końcu wyznaczono mu zadanie, więc postanowił zrobić wszystko, żeby wypełnić je jak najlepiej. Poczekał cierpliwie aż członkowie zespołu wyjdą, a wtedy odwrócił się od okna i wrócił na łóżko wokalisty, który wyglądał na trochę zdezorientowanego.
- Dla ciebie samego byłoby najlepiej, gdybyś przemienił się... - oznajmił prosto z mostu Hyde, na co Ruki zbladł.- Oczywiście, możesz dalej trwać w stanie pomiędzy, ale to nie będzie wieczne. Musisz się na coś zdecydować... - przysunął się bliżej i oparł dłoń na udzie mężczyzny, który tym razem zaczerwienił się lekko.
Hyde przesunął rękę w górę, patrząc wokaliście w oczy z jakąś dziwną fascynacją, od której temu zaschło w gardle. Ruki poczuł, że to wszystko robi się nadzwyczaj dziwne, ale nie chciał, żeby mężczyzna przestawał. Hyde chyba to wyczuł, bo znowu przysunął się bliżej, a jego ręka spoczęła na drobnym ramieniu. Przejechał jednym palcem po twarzy przyjaciela i usiadł w niebezpiecznej odległości. Jego usta były zaledwie parę milimetrów od ust wokalisty, który przymknął oczy:
- Nieśmiertelność, wieczna młodość... - wyszeptał wprost do ucha Rukiego, który oblizał wargi, ale nic nie powiedział, tylko zadrżał, jakby czekając na kolejny ruch mężczyzny.
Tymczasem Hyde wstał, zostawiając wokaliście jedynie chłód. Skierował się do drzwi, przystając przy nich na chwilę, ale nie odwrócił się i wyszedł bez słowa z pokoju, zostawiając Rukiego samego. Doskonale wiedział, że ta noc będzie jedną z najcięższych w życiu wokalisty...
***
Pod powiekami widział jedynie czerwień, intensywną, podniecającą i przywołującą go do siebie. Zbliżał się do niej i widział jedynie krew, która pulsowała i żyła własnym życiem. Nie określał ani nie krępował jej czas, przestrzeń, boskie czy też ludzkie normy. Po prostu była, dając siłę, energię, władzę i wszystko to, o czym można było zamarzyć. Wiedział, że nigdy jej nie zabraknie, że zawsze będzie blisko, na wyciągnięcie ręki... Wystarczyło tylko po nią sięgnąć, a raczej wykonać ten drobny ruch i wbić kły w czyjąś szyję... Przez moment widział Hyde'a i jego wzrok, który tak rozgrzał go dzisiaj, ale ten obraz został szybko zastąpiony przez inny... Oto bowiem Reita opierał się o ścianę, przechylając głowę w bok, dzięki czemu jego szyja była idealnie odsłonięta i wręcz zachęcała do tego, żeby...
Ruki poderwał się gwałtownie z łóżka, budząc się w jednej chwili. Uniósł wzrok, zerkając na ścianę i aż zachłysnął się powietrzem, nie wierząc własnym oczom. Ciemna tapeta była bowiem zbryzgana krwią, która tworzyła na niej surrealistyczny wzór, ściekając powoli w dół. Bał się tego, co może zobaczyć na podłodze, ale ostrożnie przechylił głowę i zerknął, modląc się w duchu, żeby tylko nie ujrzeć tam Reity... Ku jego uldze basisty tam nie było, więc przymknął oczy, a gdy je znowu otworzył ze zdziwieniem stwierdził, że tapeta jest idealnie czysta. Pomyślał, że chyba wariuje, bo gdy tylko zamknął ponownie oczy, pod powiekami zobaczył krew...
Drzwi otworzyły się cicho, więc Ruki usiadł na łóżku, dysząc ciężko. Osoba, która weszła, jawiła mu się tylko jako chodzący skład krwi, więc bez zastanowienia rzucił się do ataku i wbił się w szyję, pijąc szybko. Poczuł, że mężczyzna upada na podłogę, a on razem z nim, ale nie przestał się wgryzać. W końcu zaczął dławić się krwią, więc uniósł głowę i wtedy zobaczył pod sobą śmiertelnie bladego Uruhę, który patrzył przed siebie szklanym, niewidzącym wzrokiem. Wiedział, że przyjaciel jeszcze żyje, więc zeskoczył z niego, chcąc biec po kogoś, ale w ostatniej chwili zatrzymał się. Bał się konsekwencji, więc wolał wybrać ucieczkę...